Na pewnym forum internetowym przetoczyła się niedawno dyskusja na temat definicji tłumacza. W szczególności, jakie warunki trzeba spełniać, żeby zostać zaliczonym do tego światłego i szacownego grona. Daruję sobie może powtarzanie tamtych argumentów i zamiast tego parę słów o tym jak zostać tłumaczem. Literackim.
Bo kim jest tłumacz, każdy wie. To ktoś, kto tłumaczy. W zawodzie tłumacza, jak w prawie każdym, istnieje kilka dość sprecyzowanych specjalizacji. Mamy tłumaczy przysięgłych, zajmujących się tłumaczeniami uwierzytelnionymi, głównie różnorakich dokumentów urzędowych, oraz tłumaczeniami ustnymi dla organów administracji państwowej i policji. Tłumaczy ustnych, specjalizujących się w szeptankach i tłumaczeniach konsekutywnych, czyli w ustnym tłumaczeniu na żywo. Tłumacze techniczni tłumaczą teksty techniczne – instrukcje, umowy, podręczniki itp, z całego szeregu dziedzin. Tłumacz literacki to osoba tłumacząca literaturę. Czyli powieści, opowiadania i tym podobne. Jest to też rodzaj tłumaczenia wymagający najmniej przygotowania formalnego i z pozoru najprostszy. Wystarczy znać na przyzwoitym poziomie język obcy, umieć dobrze posługiwać się językiem ojczystym i już. Bierzemy książkę, tłumaczymy, wydawca płaci nam za to ciężkie pieniądze… żyć nie umierać.
Czy rzeczywiście jest to aż tak proste? Oczywiście – nie do końca. W każdym razie sytuacja trochę się komplikuje, gdy chcemy się utrzymać z tłumaczenia i zostać „zawodowym” tłumaczem. Jak się do tego zabrać? Od czego zacząć? Ile można na tym zarobić? Ponieważ od kilku lat utrzymuję się z tłumaczeń, między innymi literackich, zostałem zaproszony do wygłoszenia wykładu na ten temat na tegorocznej konferencji Rynek Tłumaczeń i Lokalizacji w Polsce. Fragmenty wystąpienia można pobrać stąd [PDF].
3 pings